Afirmacja życia – co to jest
Jeśli przyjrzymy się statystykom, zauważymy, że Polak w średnim wieku na pytanie: Co jest istotne w Twoim życiu” odpowie: rodzina, dzieci, praca i zdrowie. I wszyscy oczywiście przytakniemy na tego typu stwierdzenia, ale z drugiej strony, chyba należałoby stwierdzić, że brzmią one dość ogólnikowo, żeby nie powiedzieć bezosobowo a ponadto brakuje wśród nich jednego, istotnego słowa, mianowicie „ja sam”. Nasze życie traktujemy jako walkę. Walka o pieniądze, o pracę, dobrą edukację dzieci i stabilny związek. Żyjemy po to aby o coś zawsze zabiegać a tym samym permanentnie zamartwiamy się, mamy kłopoty, które jak tylko uda nam się jakoś wyprostować, zanikają ,ale oddając miejsce kolejnym wyzwaniom. I tak egzystujemy z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, z dekady na dekadę, aż w końcu zasiadamy w fotelu i dokonujemy rachunku życia. Zazwyczaj dorobiliśmy się mieszkania i samochodu, mamy odchowane dzieci, obok nas siedzi osoba, z którą przeszliśmy nasze dotychczasowe bytowanie i co w związku z tym? Niestety zwyczajowa odpowiedź na to pytanie brzmi: nic. Zmęczeni, z nie za dużymi środkami finansowymi uświadamiamy sobie, że znajdujemy się na ostatnim odcinku życia i tak naprawdę pozostaliśmy bez niczego, niczego co by nam sprawiało satysfakcję, niczego niebanalnego co moglibyśmy wspominać i do tego, nierzadko przerażeni wizją samotnego życia okraszonego chorobami, liczeniem pieniędzy i czekaniem na nieuniknione. Często wówczas czujemy rozżalenie i niemoc, bo przecież staraliśmy się. Próbowaliśmy dać dzieciom to, co najistotniejsze, zawsze solidnie i uczciwie pracowaliśmy na chleb, byliśmy uczciwymi obywatelami a jednak pozostała nam jedynie pustka i brak samorealizacji.
Samorealizacja – dlaczego o niej zapomnieliśmy
Jak do tego doszło? Odpowiedź jest niezwykle prosta. Wszystko czym zajmowaliśmy się dotychczas nie dotyczyło nas samych! Zaspokajaliśmy potrzeby z samego dołu piramidy Maslowa, o której o dziwo, dowiadują się przecież już dzieci w wieku szkolnym. I choć rzeczywiście, odhaczyć możemy potrzeby fizjologiczne, bezpieczeństwa i częściowo przynależności, to kompletnie zapominamy czy nie znajdujemy już czasu na te u samego czubka góry lodowej, a mianowicie potrzeby uznania i najważniejszej- samorealizacji. Ujmując to z innej strony, w życiu nas samych zaprzestaliśmy walczyć o swoje wewnętrzne ja. Naszą satysfakcję, nasze potrzeby i nasze skrywane głęboko marzenia, chowamy jak najdalej w naszej podświadomości, tak jakby ich ujawnienie miało wywołać jakąś straszliwą katastrofę.
Czy zaistniała sytuacja jest patowa a my niejako zaprogramowani na tego typu scenariusz? I znowu odpowiedź jest banalnie prosta! Nie! Nie musi tak wcale być, ponieważ to my, nikt inny, sterujemy swoim życiem i losem. I jeśli rzeczywiście nie podoba nam się perspektywa użalania się nad sobą za ładnych kilkadziesiąt lat, żalu za niespełnionym życiem i marzeń pozostających na zawsze w sferze niedoścignionych, musimy zająć się tylko jedną kwestią: naszym życiem.
Sens życia – przykłady
Dla przykładu: marzymy o luksusowym wyjeździe zagranicę co obecnie jest jeszcze bardziej spotęgowane przez sezon urlopowy, w który wkraczamy jak i opowieści znajomych o tropikalnych wojażach. A my? Niby odłożone na koncie pieniądze są, ale ich przeznaczenie jest już dawno ustalone. Przecież musimy i chcemy zamienić mieszkanie na większe, a do tego, jesteśmy świadomi ile czasu musimy pracować na jego jeden metr kwadratowy. I co? Niby tak po prostu mielibyśmy uszczknąć coś z pieczołowicie zbieranej kupki i lenić się gdzieś za straszne pieniądze? I zanim pójdziemy o krok dalej, zadajmy pytanie: a dlaczego nie? A co jeśli jutro zachorujemy, co jeśli pojutrze spotka nas coś złego, co jeśli deweloper ogłosi bankructwo? Co, generalizując, zrobilibyśmy mając świadomość, że właśnie w tym tylko momencie życia, stoi przed nami możliwość wyjazdu na zagraniczny odpoczynek, czy wówczas tez odpowiedź brzmiałaby nie?
Kolejna sytuacja: moja koleżanka przyznała ostatnio, że bardzo chciałaby pójść na kurs tańca ale tego nie zrobi. Dlaczego? Odrzekła, że tylko by się ośmieszyła, bo jest po trzydziestce a po za tym to gdzie ona miałaby potem wykorzystać swoje nowo nabyte umiejętności. Zapytałam ją wtedy, czemu to sobie robi, skoro głowa i serce mówi jej że chce. Czy po czterdziestce, czy pięćdziesiątce będzie mniej śmieszna i z większą okazją do spędzania wieczorów na tańcu, i czy na pewno potrzebuje potem określonych sytuacji gdzie wykorzysta to czego się nauczyła, czy nie może to być tylko coś dla nie, jej ciała i samopoczucia własnego. I wiecie co, chyba ją zawstydziłam, choć nie było to moim zamiarem, ale dzięki temu na kurs poszła. Skąd to wiem, skoro z nią o tym nie rozmawiałam? Ponieważ jej pewność siebie wyrażona w ruchach i ten naturalny uśmiech pokazują, że zrobiła coś w końcu dla siebie, a to jest właśnie afirmacja życia! Ruszajmy zatem!
Wasze ostatnie komentarze